sobota, 24 stycznia 2015

Jakieś filozoficzne pierdoły

Podniosła na mnie wzrok i zamrugała kilka razy.
- Czasami mam wrażenie, że życie to taka podróż, wiesz? Że jesteśmy w jakimś miejscu wielkiej wyprawy. Na pewno nie na początku, bo w końcu... nie, zwyczajnie nie. Słyszałeś o takiej kobiecie, która miała wspomnienia z poprzedniego życia? - Wymawiając "poprzedniego życia" wykonała gest naśladujący cudzysłów. - Była Indianką, która umarła z głodu. Wierzysz w to?
Wzruszyłem ramionami.
- Ja też nie. - Uśmiechnęła się. - Ale to może być znak, że życie nie jest początkiem wędrówki. - Rozłożyła ręce. - A co jest po śmierci? Dalsza podróż? Trochę monotonne, nie? Ale czasami tak sobie po prostu myślę i dochodzę do wniosku, że nigdy się tego nie dowiem. Chyba, że zakończę podróż. Ale kiedy? I co się wtedy stanie? Może właśnie po to idziemy. Żeby poznać prawdę.
Położyła głowę na moim ramieniu.

sobota, 25 stycznia 2014

To tylko ćwiczenia v. 1.2 - Emocje&Akcja (dialogi gratis)

Z ust chłopaka wydobył się obłoczek pary. Odwrócił się w stronę kominka i wyciągnął ręce. Mała blondynka chwyciła kilka kłód drewna i dorzuciła do ognia.
- Marnujesz drewno. - Powiedział chłopak, nie odrywając wzroku od płomieni.
Dziewczynka zmarszczyła brwi. Nienawidziła, kiedy ktoś jej zwraca uwagę. Oparła się o kanciastą nogę krzesła.
- Opowiedz mi bajkę - szepnęła.
- O czym?
- Coś o miłości, najlepiej nieszczęśliwej.
Słowa blondynki trochę przestraszyły chłopaka, ale nie dał po sobie tego poznać. Chwilę rozmyślał, aż wreszcie zaczął opowiadać. Słowa płynęły z jego ust jak woda.

Kiedyś żył sobie młody chłopak. Mieszkał w krainie, gdzie każdy miał kogoś przeznaczonego sobie. W dniu ukończenia 19 lat, tutejszym mieszkańcom na nadgarstku pojawiało się imię i nazwisko drugiej połówki. Większość ludzi marnowało życie na szukanie tej osoby. Dlatego ludzi było tam coraz mniej. Zamiast brać co jest, szukali ideałów.
Chłopak o którym wspomniałem to Alfred. Jak na swój wiek był wysoki. Jego włosy mieniły się złocistym blondem. Miał zielone oczy, jak ty. Żył w małej wiosce. Życie go nie dopieszczało, musiał ciężko pracować, żeby cała rodzina miała co jeść. Oczywiście nie był sam. Miał kochających rodziców i trójkę rodzeństwa. Dwie siostry i brata. I wszyscy wyglądali prawie identycznie.
Alfred nie był najstarszy, choć to na niego spadał obowiązek opiekowania się rodzeństwem, ponieważ najstarsza siostra miała już własną rodzinę.
Kiedy nadszedł dzień jego dziewiętnastych urodzin, czekał w napięciu. Przeznaczenie miało aż 24 godziny, żeby się ujawnić. Czy to nie za dużo? Wreszcie grubo po południu jego nadgarstek rozbłysł. Bezbolesny proces trwał pół minut, aż wreszcie pojawiło się imię.
Josephine
- Tak... Po prostu? Żadnego nazwiska? - Zapytał okrążających go domowników.
- Może chodzi o księżniczkę? - Podsunął najmłodszy członek rodziny.
- Głuptasie, tu chodzi o to kto jest mi przeznaczony. To nie może być księżniczka.
- A jak inaczej to wytłumaczysz? Tylko rodzina królewska nie używa nazwiska.
- Ale przecież to jest księżniczka! A ja?
- Synu, dla mnie jesteś najprzystojniejszym chłopakiem na całej Ziemi.
- Właśnie mamo! Dla ciebie! Co mi to da?
Matka jedynie pokręciła głową.
- Robi się już ciemno, idźmy spać.
Wszyscy posłusznie poszli do łóżek, choć dla niektórych ta noc była bezsenna. Alfreda męczyło tysiące pytań. Po jego zachowaniu można by wywnioskować, że jest zrozpaczony. Ale wcale tak nie było, on był raczej... zagubiony. Nie wiedział co ma zrobić. Prawda była taka, że o księżniczce wiedział naprawdę niewiele. Byli sobie przeznaczeni, więc zapewne się dogadają. Jednak ile ma lat, jak wygląda? Czy już wie, że to Alfred jest tym, kogo powinna poślubić, czy może minie kilka lat zanim się dowie? Tak wiele niepewności rozsadzało głowę chłopaka. Bardzo chciał zasnąć, pragnął tego z całej siły, ale po prostu nie mógł.
- Idę do niej! - Zerwał się z łóżka.
Odpowiedziało mu jedynie chrapanie.

Ciąg dalszy nastąpi, bo coś słabo idzie
Albo nie nastąpi Nastąpił

sobota, 28 grudnia 2013

To tylko ćwiczenia v.1.1 - akcja

Przetarłam starannie ostatni stolik. Usłyszałam wysoki dźwięk dzwonka przywieszonego do drzwi. Oderwałam wzrok od starego, matowego drewna. Do baru wszedł lekko podpity brunet w moim wieku.
- Jimmy, nie sądzisz, że kartka z napisem "Zamknięte" coś znaczy? - powiedziałam tonem ocierającym się o irytację.
- Śliczna, po co nerwy? - uśmiechnął się szeroko. Spojrzałam na jego pożółkłe zęby z obrzydzeniem.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając pomocy.
- Po prostu odwróć się i wyjdź.
- Nie-e, skarbie - przyjrzał mi się znacząco - Daj mi buziaka, to może pójdę!
Westchnęłam i pokręciłam głową z uśmiechem.
- Jimmy, za wysoka stawka. Opuśćże ten lokal teraz, bo obiecuję ci, że od tej pory alkohol będziesz mógł kupić jedynie u konkurencji. Mam nadzieję, że wiesz jaką nienawiścią darzy cię Frey. Tanio ci kieliszka nie sprzeda.
- Jeżeli taka ma być cena miłości, jestem zdolny do poświęceń.
- Aż tak żeś się uparł? - podparłam pięści na biodrach. - Upity jesteś, to widać.
Oparłam się o stolik. Za oknami słońce powolnie chowało się za horyzontem.
- Robi się późno, idź do domu.
Mężczyzna jedynie pokręcił głową. Spojrzałam na drzwi zaplecza wzrokiem pełnym nadziei, że Dexter pojawi się i mi pomoże. Byłam jednak zdana sama na siebie. Odchrząknęłam, aby zwrócić na siebie uwagę. Rozpuściłam kok, a włosy rozeszły się falami po moich ramionach. Odpięłam kilka guzików granatowej koszuli, aby utworzyć dość głęboki dekolt.  Jimmy spojrzał się na mój biust z pożądaniem.
- To co przystojniaku? - chwyciłam go pod ramię. - Już chyba sobie pójdziesz? - szepnęłam.
Chłopak przyjrzał mi się dość nerwowo, ręce mu drżały, zarumienił się. Pociągnęłam go powoli w stronę drzwi. Uchyliłam je, do pomieszczenia wpadło trochę zimnego powietrza. Odezwał się mały, złoty dzwonek.
- Do zobaczenia! - oparłam się o framugę i pomachałam mu.
Wróciłam do baru. Przed drzwiami zaplecza stał uśmiechnięty blondyn. Zarumieniłam się  i zapięłam koszulę. Odchrząknęłam i wplotłam palce między włosy. To zdecydowanie nie jest dobry moment na nagłe pojawienie się obok lady.  
- Dexter, masz jakieś obowiązki? - zapytałam, nie podnosząc na niego wzroku.
- To propozycja? - nie widziałam jego twarzy, ale z pewnością się teraz uśmiechał.
- Nie, po prostu mam nadzieję, że wreszcie zajmiesz się sobą.
Sięgnęłam po szmatkę i wróciłam do przecierania stołów.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ekhm, work in progress.
To miała być praca nad akcją, ale coś nie wyszło, bo wieje nudą i oprócz biustu głównej bohaterki (którą ochrzciłam rosyjskim imieniem Aida) i przesadnych rumieńców, nie ma tu nic ciekawego.

sobota, 21 grudnia 2013

To tylko ćwiczenia :) v.1.0 - opisy

- Aha ha ha ha - rozbrzmiewało po ogrodzie.
Clarisse obróciła główką pełną czekoladowych loków.
- Przestań! - krzyknęła roześmiana.
Odciągnęła od siebie kota. Zwierzę miało na szyi przewiązaną pomarańczową kokardę, jego futro wyróżniało się nieskazitelną bielą. Dziewczynka podniosła się z ziemi i otrzepała sukienkę w kolorze pomarańczy. Clarisse przebiegła między żywopłotem a fontanną, zostawiając za sobą delikatne wgniecenia w żywozielonej trawie.
- Nitka, chodź! - odwróciła się do kotki.
Ta ledwo podniosła na nią swoje zielone oczy i lekceważąco zaczęła się czyścić.
- No chodźże kocurze!
Clarisse uniosła Nitkę i zaczęła iść przez żwirowaną ścieżkę do domu. Weszła po kamiennych schodach do przedpokoju. Już tu widać było zamożność i specyficzny styl państwa Dockens'ów. Posadzka wykonana była z mahoniowego drewna, ściany zaś ozdabiała klasyczna tapeta ze wzorem kwiatów. Tuż przy wejściu stała rzeźbiona szafa. Dalej ława i fotele, stół do kawy - nic szczególnego. Na ścianie równoległej do drzwi wisiały portrety wszystkich członków rodziny. Większość zdjęć była czarno-biała.
Clarisse przeszła do jadalni.
- Clara, już w domu? - zapytała się jej mama, a na jej twarzy pojawił się życzliwy uśmiech.
Trudno było zrazić się do tej kobiety. Cała pogodność, którą obdarowywała każdą osobę, sprawiała, że trzeba było się uśmiechnąć. Zawsze pogodna, niezależnie od sytuacji.
- Mhm, Nitka się nie chciała bawić.
Dziewczynka usiadła na krześle i położyła sobie kotkę na kolanach. Rozejrzała się po pokoju. Jadalnia była zachowana w odcieniach koloru pomarańczowego, jak i reszta domu.